Bieganie. Zagrożenia w biegach dystansowych
Od razu wyznam, że nie jestem zwolennikiem biegania, a wręcz twierdzę, że długie biegi nie mają wiele wspólnego ze zdrowiem.
Biegi to najpopularniejsza aktywność sportowa Polaków. Wystarczy kupić buty i w plener. Popularność tej aktywności fizycznej jest tym większa,
że zachęcają do niej dziennikarze sportowi czy celebryci, a media prześcigają się w promowaniu biegania. Czy jednak robią to odpowiedzialnie? Osobiście mam wiele wątpliwości albowiem często przemilcza się zagrożenia związane z bieganiem. Rozpoczął się wręcz wyścig o biegacza, „potencjalnego długodystansowca”, na którym można nieźle zarobić. To nie żart. W Polsce w 2012 roku zorganizowano ponad półtora tysiąca biegów, a na bieganie wydaliśmy półtora miliardów złotych!
Zewsząd hasła „każdy może biegać” uzupełniają nową modę, a czy bezpieczną?
Nie każdy – oponuje doktor Monika Barczewska, neurochirurg
z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Jej zdaniem bieganie, szczególnie w coraz popularniejszych maratonach (w 2012 roku ukończyło je prawie trzydzieści tysięcy osób), to po prostu zamach na zdrowie. Bieganie nawet dziesięciu kilometrów wcale nie jest dla nas dobre. Nasi przodkowie na drodze ewolucji wyprostowali się i przystosowali raczej do szybkiego chodu niż do biegania. Wyczynowi sportowcy przez całe lata przygotowują kości, więzadła, mięśnie, dietę i tak dalej.
Amatorzy robią wszystko na hurra – mówi doktor Barczewska i zwraca uwagę, że Polacy w sporcie, jak zresztą w wielu innych dziedzinach, mają tendencje do popadania ze skrajności w skrajność. Najpierw masowo bojkotowali wysiłek fizyczny, spędzając dnie za biurkiem i na kanapach.
A potem z tych kanap tak samo masowo wstali i zapragnęli biegać
w maratonach.
Zgadzam się z przytoczonym wyżej zdaniem Pani doktor.
Codziennie przyjmuję dzieci z wadą postawy, pacjentów ze zmianami
w układzie ruchu,zwyrodnieniami kręgosłupa i stawów, dysfunkcjami mięśni i aparatu więzadłowo-ścięgnistego stawów czy z otyłością pokarmową.
Część z nich wybiera się na „asfalt” i biega. Są następnie mocno zdziwieni, że zamiast czuć się lepiej, „bić rekordy” odczuwają bóle kręgosłupa
i rozmaitego rodzaju urazy narządu ruchu. Najmniejszą karą są przemijające zespoły przeciążeniowe czy entezopatie czyli schorzenia przyczepów mięśniowych. Powtarzające się mikrourazy z czasem prowadzą do nieodwracalnego uszkodzenia narządu ruchu. Niekiedy od razu dochodzi do dużych urazów, a kontuzje te przechodzą w trwałe anatomiczne zmiany. Cóż będzie więcej pacjentów w poradniach ortopedycznych
czy rehabilitacyjnych. To nie wady rozwojowe, przeciążenia zawodowe,
ale nieumiejętne uprawianie sportu będzie powodem inwalidztwa.
Kontuzje te jednak nie zagrażają życiu. A co z naszym układem krążenia, co z sercem? Przytaczam ponownie wypowiedź specjalisty.
Z sercem biegacza jest jak z silnikiem samochodu – mówi
doktor Henryk Dudek, wybitny kardiolog. – Niech pan sobie wyobrazi,
że jestem mechanikiem. Przychodzi pan do mnie i narzeka, że samochód ma słabą moc.
Oczywiście, mogę zastosować prosty mechanizm i na przykład zwiększyć moc tłoka. Odczuje pan to, pojedzie szybciej, ale silnik będzie się przegrzewał i w końcu przestanie działać – mówi doktor Dudek.
Dlatego tak się złości, gdy widzi reklamy biegowych treningów:
„Z nami w sześć tygodni przebiegniesz dziesięć kilometrów piętnaście minut szybciej!”. –Tylko jakim kosztem? Biegając codziennie po dziesięć kilometrów, zwiększymy swoją wydajność. Ale to nie znaczy, że będziemy mieli zdrowsze serce i że przedłuży nam to życie.
Raczej odwrotnie – tłumaczy doktor Dudek.
Tego już kamery nie pokazują, a media raczej przemilczają.
Podczas maratonu w Poznaniu w 2012 roku jeden z zawodników zmarł na czternastym kilometrze. Każdy większy bieg w Polsce przynajmniej kilku zawodników kończy na oddziale szpitalnym, ale dopiero tragedia
w ubiegłorocznym Biegnij, Warszawo uświadomiła wszystkim, że masowe starty Polaków w biegach długodystansowych to igranie z ogniem.
Czy nie za późno na refleksję?
Obawiam się, że „śmierć na asfalcie” większości niczego nie nauczy. Stwierdzą, że był to nieszczęśliwy traf, przypadek czy nawet nadmierne ambicje biegacza. Nikt jednak nie weźmie tych przestróg do siebie.
Wciąż będziemy lekceważyć kłucie w klatce piersiowej, nieregularne bicie serca, nadmierną potliwość itp. Ból kręgosłupa czy drętwienie nogi będziemy chcieli nadal rozbiegać. Sądzimy, że wykonany elektrokardiogram serca zabezpiecza nas przed tragedią, a jego pozytywny wynik jest gwarantem, że nic nam się nie stanie. Wszystkie te nasze rozmyślania i przeświadczenia są niestety błędne. ci, którzy chcą biegać maratony, powinni wykonać badania screeningowe i próby wysiłkowe.
Jest jednak mały problem. To kosztuje mnóstwo pieniędzy, przeciętnie ponad półtora tysiąca złotych. Bagatela, ale dopiero one mogą wykryć ukryte wady serca, naczyń mózgowych czy dysfunkcje układu ruchu wykluczające uprawianie tego sportu. Kiedy wykonamy już te badania warto ponadto zapoznać się z zasadami dietetycznymi oraz podstawowymi wskazówkami przygotowującymi do biegania. Jak już zdecydujesz się na bieganie to nie zapomnij o dziesięciominutowej rozgrzewce.
Unikaj biegania po twardym podłożu. Najlepiej biega się w lesie, parku czy po szutrowych drogach.
Rozpocznij przygodę od marszobiegów Każde niepokojące objawy
ze strony twojego organizmu konsultuj z osobami kompetentnymi: trenerem,fizjologiem, lekarzem czy fizjoterapeutą.
Dlatego pamiętaj!- przekonanie, że każdy może biegać kiedy kupi sobie obuwie sportowe ze specjalnym systemem amortyzacji jest naiwne i może skończyć się tragicznie.
Przygotował lekarz medycyny Jacek Reichert specjalista rehabilitacji
Uwaga!- w tekście wykorzystałem wypowiedzi dwóch doktorów zamieszczone w doskonałym artykule „Biegiem po śmierć” Bartosza Janiszewskiego z października 2013 w Wprost